Zanim pod Tatrami zaczęli się regularnie pojawiać turyści, Zakopane zamieszkiwał „lud na pół dziki, chytry i chciwy”. Rafał Malczewski pisał zaś, że „zmienna aura Zakopanego kładła zdrowego w bety, halny wiatr wytracał chorych na płuca, z silniejszych robił alkoholików”. Jak więc doszło do tego, że to miejsce niebezpieczne dla kieszeni i groźne dla zdrowia stało się ulubionym celem turystycznym Polaków, a dla wielu artystów, pisarzy i kompozytorów – domem? Agnieszka Lisak postanowiła znaleźć odpowiedź na to pytanie. Zmieniające się warunki życia, rozwijający się transport, dzięki któremu miejscowość zyskała łączność ze światem, a także coraz większa popularność wędrowania bez praktycznego celu, czyli turystyki. Na kartach tej książki nie brakuje też popularyzatorów Zakopanego. Nie tylko Tytusa Chałubińskiego, najbardziej znanego miłośnika Tatr, ale i księdza Stolarczyka, Sabały, Walerego Eljasza-Radzikowskiego czy Stanisława Barabasza. Ludzi, którzy rozsławili urok sielankowania pod Tatrami.
Agnieszka Lisak Livres




Niby tak dużo już wiemy o życiu towarzyskim w XIX wieku, ale Agnieszka Lisak zn�w udowadnia, że pozory mylą. Zdziera puder z pięknych twarzyczek i zagląda pod sp�dnicę. Dokładnie tak, ale przy okazji zabiera czytelnika na pokazy iluzjonist�w, by obejrzeli najnowsze osiągnięcia dziewiętnastowiecznej magii, na seanse spirytystyczne, na pokaz cudu natury w postaci braci syjamskich i baby z wąsami. Jest i strasznie, i śmiesznie. Bo taka już autorki natura, że lubi pośmiać się z przodk�w, a nieobecni jak zawsze nie mają racji. Jeszcze lepiej jednak, gdy można pośmiać się z nich razem z czytelnikiem.
Autorka zaprasza czytelnika na chwilę do staropolskiej alkowy, gdzie działo się naprawdę wiele. Nasi pradziadowie podlegli tym samym słabościom i pragnieniom, co my: potrzebie miłości, bliskości drugiego człowieka, pożądaniu. Pod aksamitnym kubrakiem zdobionym drogimi kamieniami, pod pancerzem zbroi dokładnie tak sam biło i pękało z miłości serce jak pod wiejską koszulą czy współczesnym garniturem. W tej książce nie znajdą czytelnicy ani królów w koronie, ani wielkich magnatów w kontuszach. Nie będzie też nic o marsowych zwycięzcach, którym bliżej do pomników ze spiżu niż do żywego człowieka. Odnajdą za to zwykłych ludzi z ich namiętnościami - w sypialni, w nocnej koszuli, w plątaninie wątpliwości. W czasach staropolskich, podobnie jak i dziś, każda dziewczyna marzyła o wielkiej dozgonnej miłości. Śpiewano o niej piosenki, zaczytywano się w romansach, korzystano z porad wróżek. Niestety nie każdej pannie dane było wyjść za mąż z wielkiej miłości. O zamęściu bowiem decydowała zasadniczo wola rodziców, którzy z racji wieku i doświadczenia lepiej wiedzieli, kto będzie właściwym kandydatem do ręki córki. Dokonując wyboru, nie zawsze miano przy tym na względzie dobro dziecka.
„Złote myśli” to głębokie i pełne refleksji utwory podzielone na cztery akty. „Krzyk w otchłań” jest rozliczeniem z przeszłością, która odcisnęła się zbyt głębokim piętnem na ludzkiej osobowości. Skutki tego widać w „Kulturze człowieczeństwa”, gdzie autor analizuje i ocenia to, jak radzimy sobie w kontaktach z drugim człowiekiem. Obraz ten nie jawi się zbyt optymistycznie. Wobec czego jedynym ratunkiem dla utrudzonej i poranionej emocjonalnie duszy może być codzienność i to, co nas otacza – zdaje się sugerować autor w „Świecie zewnętrznym”. W ostatnim akcie zatytułowanym „Miłość uczuciem niedoskonałym” poznajemy rozterki miłosne „ja” lirycznego. Czyżby to sam autor odkrywał przed nami zakamarki swego serca…?